Łączna liczba wyświetleń

piątek, 9 września 2011

JAN PAWEL II O PRZYSZLOSCI

Myślę, że przyszłość człowieka waży się w znacznej mierze na szlakach tej zrazu młodzieńczej miłości, którą Ty i Ona... którą Ty i Ona odkrywacie na szlakach Waszej młodości. Jest to poniekąd wielka Przygoda, ale jest to też równocześnie wielkie Zadanie
Jan Paweł II
z książki Przewodnik dla rodzin

MÓJ ROMANS Z GUILLAUME MUSSO

Dopiero co rozpoczął się mój romans z Guillaume Musso...jest mistyczny, zaskakujący, trzymający w napięciu, dający nadzieję...już wiem, że będzie trwał.
Własnie sięgnęłam po jego książkę "Uratuj mnie" i chłonę ją strona po stronie. Zachwyca mnie, wciąga, zaciekawia, zaprasza bym nie przestawała, bym....
przekonajcie się sami. :)

niedziela, 14 sierpnia 2011

ŻYCIOWE GÓRY

Każdy mógłby wygodnie chodzić po ulicach miast i podróżować, czyli korzystać z podjazdu. Ale góry są wyzwaniem, prowokują istotę ludzką do wysiłku, do przezwyciężania samych siebie. Są zachętą, by wznosić się coraz wyżej. Ku Stwórcy
Jan Paweł II

sobota, 30 kwietnia 2011

NIE LĘKAJCIE SIĘ, NIE LĘKAJCIE SIĘ, OTWÓRZCIE DRZWI CHRYSTUSOWI




Nie lękajcie się, nie lękajcie się
Otwórzcie drzwi Chrystusowi
Nie lękajcie się, nie lękajcie się
Otwórzcie drzwi chrystusowi

Twoja droga Panie mój wzywa i zaprasza
Choć za oknem ciemno jest
Słyszę Twe wołanie
Więc wychodzę z domu i spotykam braci
Wyruszamy Twoją drogę
Nikt już nie jest sam

Nie lękajcie się...

Chociaż droga trudna jest serce cię prowadzi
Chrystus zajaśnieje nam
We wschodzącym słońcu,
Weźmnie nas za rękę, powiedzie do domu
Tam gdzie czeka na nas Ojciec
Miłujący Bóg.

Nie lękajcie się...

Słońce, które wzejdzie tu, Zbawcę zapowiada
My idziemy pewniej już,
Patrząc w oczy Pana
On jest naszą Drogą, On jest naszą Prawdą,
On jest naszym Życiem
Miłujący Bóg.

http://www.youtube.com/watch?v=t_hFvo2AuQ8

czwartek, 3 marca 2011

SPRÓBUJ :)

ŻEGNAM PANI IRENO



Pani Ireno,
choć minęlo 6 lat od naszego spotkania w Skolimowie, to czas spędzony z panią jest nieustannie jednym z najprzyjemniejszych wspomnien w moim życiu i jednym
z najciekawszych spotkań. Podobnie jak wtedy także dzis chylę przed Panią czolo.
Dzis pani slowa
"Oj, ty sobie sama nie dyktuj, kiedy ty masz skończyć, to dyktuje Pan Bóg.”
mają jeszcze glębszy wydźwięk. Dziękuję za Pani role, usmiech, energię, za to, że dane mi bylo podziwiać Pani talent, że dane mi bylo Panią poznać.


Ponizej wywiad.Milej lektury.
„Oj, ty sobie sama nie dyktuj, kiedy ty masz skończyć, to dyktuje Pan Bóg.”

Katarzyna Ziółkowska:- Pani życie jest jak książka, od której człowiek niemoże się oderwać. Każdy nawet najdrobniejszy szczegół jest jak przecinek, którego nie wolno pominąć, jak kropka, na której trzeba się zatrzymać. Przeglądanie pani biografii było dla mnie lekcją pokory – pokory wobec życia, pani osoby, nawet wobec mnie samej.
Irena Kwiatkowska:- Człowiek musi być pokorny, to jest pierwszy warunek naszego życia. Czym tu się chełpić? Pytają mnie często: „Czemu pani taka radosna?” To proste - do tego jest potrzebne czyste sumienie.


- Dla wielu osiągnięcie tego wydaje się jednak bardzo trudne.

- Jest to trudne tylko wtedy, gdy człowiek bardzo mało wymaga od siebie i wystarcza mu to, co widzi.

- Powiedziała pani kiedyś, że dzieciństwo kojarzy się pani
z zapachami.

- Zapachy z dzieciństwa to pewnie zapachy kuchni, bo jak dzieciak był ciągle głodny, to zapachy kuchenne najbardziej utrwaliły się w jego pamięci. Nie miałam radosnego dzieciństwa. Pamiętam jak bardzo chciałam mieć wózek dla lalki, było to moje marzenie. Kiedyś przed sklepem zobaczyłam całe stosy pustych pudełek tekturowych.
Od razu do nich podeszłam i łap za jedno, a moja mama na to: „Nie można, to są pudełka, które należą do tego pana ze sklepu, musisz go spytać czy możesz wziąć jedno z nich.” „Proszę pana, czy mogę wziąć pudełko na wózek dla lalki? – to była moja pierwsza rola w życiu.

- Pudełko oczywiście pani dostała?
- „A, wybierz sobie jakie chcesz” - usłyszałam od właściciela sklepu. Wyrosłam więc w przekonaniu, że jak się o coś poprosi, to się to dostanie.

- Często jednak dawanie, a nie branie daje nam większą radość.
- Zawsze umiałam się dzielić z innymi. Pamiętam jak u jubilera na Chmielnej dostałam kiedyś maleńką rzecz, ale uważałam, że bardziej się ona przyda księdzu. „Jak dam ją księdzu to sama nie będę miała” – krążyło po mojej głowie. Postanowiłam więc, że ją sobie kupię. Wróciłam do sklepu i mówię: „Poproszę jeszcze jedną taką książeczkę, chciałabym ją kupić.” „A nie, one nie są na sprzedaż, to prezent” i nie kupiłam drugiej książeczki. Zaczęłam się więc zastanawiać: „Czy mam ją oddać, czy zatrzymać dla siebie”, Dałam ja jednak księdzu,bo uważałam, że on więcej się z tej książeczki wymodli niż ja.


- O pani rozwój dbali rodzice. Tato uwielbiał książki, a mama była osobą bardzo muzykalną.

- Tak, zawsze, kiedy zaczynałam śpiewać mówiła: „Paskudzisz”. Wpędziła mnie
w kompleksy, do tego stopnia, że nie tylko nie ośmielałam się odzywać w sprawach muzycznych, ale także śpiewać. Dopiero jak powstał kabaret Starszych Panów, Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora , którzy w nim byli, namówili mnie, żebym coś zaśpiewała. Ponieważ każdy z naszego zespołu miał jakąś partię wokalną, więc i mnie nie mogło to ominąć. Pamiętam Wasowski ułożył nową melodię i poinformował mnie: „To jest partia dla pani”. „Niech pan ją najpierw zaśpiewa, to ja będę wiedziała jak” – odpowiedziałam. I on się posłuchał, po czym usiadł i zagrał. Przez cały czas jak śpiewałam Wasowski tak się trząsł ze śmiechu, że pomyślałam: „ To już ze mną koniec”. Jednak później przez lata występowalismy razem, a ja wiele razy prosiłam ich o pomoc. Oczarowali mnie: Przybora napisanymi przez siebie tekstami, a Wasowski muzyką, jaką komponował.

- Dość wcześnie odkryła pani kim chce być w życiu..
- Już w ósmej klasie warszawskiego państwowego gimnazjum im. Klementyny z Tańskich - Hoffmanowej, którą kończyłam, ksiądz pytał każdą dziewczynkę o jej plany na przyszłość. Odpowiedzi były różne: jedna na prawo, inna do szkoły gospodarstwa wiejskiego. W końcu wypadło na mnie: „A Irenka?” „Ja będę aktorką”- powiedziałam dumnie. Byłam jednak zaskoczona, gdy zobaczyłam jak ta wiadomość bardzo go zmartwiła. Wytłumaczyłam więc szybko, że kiedyś na francuskim czytałam taką dykteryjkę o kuglarzu, który wykonywał różne sztuczki ku czci Matki Bożej. Ksiądz się uspokoił, a ja
dopiero wtedy zaczęłam się martwić.

- I w niedługim czasie odważnie przystąpiła pani do realizacji własnych marzeń.
- Któregoś dnia zobaczyłam afisz „Popis absolwentów Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej”, pobiegłam od razu. Po przedstawieniu zaczepiłam jednego z panów, jak się potem okazało był to Zbigniew Koczanowicz, który słysząc, że chciałabym być aktorką zaczął wraz z kolegami ze mnie kpić. Było mi jednak wszystko jedno, bo chciałam się tylko dowiedzieć gdzie, jak i na kiedy trzeba się przygotować do egzaminu. Trzy miesiące później, we wrześniu, wybrałam się na egzamin. Koło mnie na ławie dla uczennic oczekujących na wyrok, siedziały dwie piękne, ładnie ubrane, dziewczyny. Popatrzyłam na nie i stwier-dziłam: „Gdzie ja mam jakieś szanse? Ja ubrana w jakiś paltocik po starszej siostrze.” Nagle moje rozmyślania przerwało wyjście Andryczówny. Od razu wszystkie się do niej rzuciłyśmy, żeby się czegoś dowiedzieć, a wtedy ona zwróciła się do mnie: „A ty co będziesz robić w teatrze? „Będę grała”- odpowiedziałam. „Acha, będziesz grała”, po czym zmierzyła mnie wzrokiem od butów po czubek głowy i poszła. Jednak parę lat później, już po ukończeniu szkoły, na jakimś moim występie, pani Andrycz znalazła się wśród widzów. Zaraz po nim dosyć głośno skomentowała: „Wspaniała”. Otrzymałam więc bardzo wysoką ocenę. Wracając jednak do egzaminu, to szłam na niego jak na stracenie. Zelwerowicz po moim występie popatrzył na mnie i powiedział:„No, warunki słabe ( chodziło oczywiście o warunki zewnętrzne i miał rację, nie miałam o to do niego pretensji), łatwego życia to ty nie będziesz miała”. Ale mylił się, bo pierwszą rolą jaką powierzono mi w życiu zawodowym był Gałganek Nicodemiego, a Gałganek Nicodemiego to taka dziewuszka o dużym uroku, naiwna, ale bardzo naturalna, bez manier, w sam raz dla mnie. Zjeździłam z tą rolą całą Polskę, także dzięki Bogu, wbrew temu, co przewidywał Zelwerowicz, udało mi się.

- Spotkała pani na swojej drodze mistrzów: Adolf Dymsza, Ludwik Sempoliński, Tadeusz Olsza, do tego niezapomniany Aleksander Zelwerowicz.
- Dymsza potrafił partnerować w szalenie w mocny sposób. Miałam z nim zagrać skecz Tuwima „Noc poślubna”. Jak sama nazwa wskazuje dopuszczał on jakieś intymne gesty, na co zresztą studenci bardzo liczyli. Stali za kulisami i czekali, co to się będzie działo. Powiedziałam Dymszy, że koledzy oczekują,iż będzie tu jakiś ubaw i tym
w niego trafiłam. „Figę zobaczą” - oznajmił i pokazał jak gra. Grał wspaniale! Ja, panna młoda, skromna panienka i on, mój mąż. Nagle on wykonuje gest Mistrza
i kładzie rekę na jej kolanie. Robi to w genialny sposób, że nie ma w tej scenie nic do śmiechu. Jest natomiast pełne zawierzenie, oddanie i przyjęcie siebie nawzajem. Ona już wie, że ta noc poślubna to początek czegoś nowego, spuszcza więc głowę
i czeka. Wtedy on zdejmuje rękę, a scena dalej toczy się tym pięknym rytmem. Oczywiście widzowie zza kulis szybko się rozpierzchli, bo nie było żadnego zgrywania, tego smaczku na jaki liczyli. Po wszystkim, już za kulisami, podeszłam
do Dymszy i powiedziałam: „Jest pan znakomitym aktorem, podziwiam pana.” Zagrał bowiem naprawdę wspaniale, ale muszę się tu pochwalić, że mu to dobrze podegrałam.

- Łączy pani w sobie to, co minęło z tym, co jest dzisiaj. Jaką siłę czerpie pani z tego doświadczenia?
- Przede wszystkim uczeni byliśmy tego, że aktorstwo jest sztuką pokorną. Tu nie ma mocnych, tu trzeba oddać duszę. Kiedyś przypadkowo uchwyciłam radiową audycję podczas, której pewna aktorka miała
wykład dla studentów i mówiła do nich, że aktorstwo to sztuka pokory. Słysząc to pomyślałam: „O, dobrze prowadzi, prawidłowo.” W teatrze, co może na pozór wydaje się bardzo dziwne, jest dużo Pana Boga. Aktorzy modlą się do Ducha Świętego, bo Ducha Świętego można prosić o niemalże wszystko: o to, żebyś nie miała tremy, żebyś się mogła skupić, żebyś nie zapomniała tekstu. Zawsze jak mi się udał jakiś występ to dziękowałam Panu Bogu, gdy jednak spaskudziłam rolę to Go za to przepraszałam.

- Wyznam szczerze, że nie wiedziałam jak ważną rolę dla wielu aktorów ma modlitwa i zawierzenie się Bogu poprzez Ducha Świętego.
- W teatrze mam bardzo religijnych kolegów. Kiedyś grałam w Syrenie z Kobuszewskim. Ponieważ grał mego brata więc tuląc się do niego powiedziałam swoją kwestię: „Ty jesteś moim kochanym, jedynym bratem”. W tym samym momencie nagle rozchyliła mu się koszula i na jego wkląśniętych piersiach zauważyłam piękny krzyż. Na drugi dzień, będąc za kulisami, zapytałam go skąd ma taki krzyż? „To krzyż papieski” „Ja też bym chciała taki mieć”. „Dobrze, jak będę następnym razem w Rzymie to zwędzę Papieżowi drugi dla Ciebie”. Żeby zrozumieć ten dowcip trzeba znać Kobuszewkiego. Scena ta, którą razem zagraliśmy miała bowiem głębszy, bardziej duchowy wymiar.

- „Jej świat łączył mnie z dobrymi kabaretowymi tekstami i ludźmi, którzy przychodzili….mieli czas na kontakt ze sobą. Teraz bywanie i rozmowa właściwie nie istnieją” – tak mówiła o pani Marzena Trybała. Jakie były „tamte” rozmowy?
- Wszystkie były przede wszystkim przyjacielskie i szczere. Nie było między nami żadnej nienawiści. Nie ma co się uskarżać i żalić czy mieć pretensje, wzrastałam
w dobrym klimacie - był to klimat współpracy.

- W dzisiejszym świecie króluje rywalizacja i coraz trudniej
o współpracę. Wielu starszych aktorów nie chce albo nie umie podzielić się swoją wiedzą z ich młodymi następcami. Pani jednak do nich nie należy.

- Pamiętam taką scenę, kiedy młody kolega mówił do mikrofonu swoją rolę i reżyser
z tego studia, w którym się znajdowaliśmy, tak jakoś go kierował w inną stronę
i cały czas był niezadowolony. Stojąc z boku, przysłuchiwałam się ich rozmowie.
W końcu podeszłam do tego młodzieńca i powiedziałam: „Mów szybciej i na uśmiechu.”
I on zączął mówić szybciej i na uśmiechu, a wtedy nagle odezwał się reżyser: „No widzisz, bardzo dobrze, o to chodzi” i przypisał sobie całą zasługę, ale niech mu będzie.


- „…Irena Kwiatkowska-tytan pracy, szczyt obowiązkowości, Niagara talentu. Krótko mówiąc-jesteś na takim plusie, na jakim jesteś – sama sobie na to zapracowałaś” – to fragment listu, który napisał do pani Dudek Dziewoński. Co poradziłaby pani młodym aktorom, którzy pomimo tego, że są strasznie zapracowani, ciągle jadą na minusie?
- Po pierwsze, żeby wierzyli w swoje posłannictwo. „To jest moja droga życiowa” – młody człowiek musi w to wierzyć. Musi też wierzyć, że jest to jego droga życiowa, że jest to droga pokory. Tu nie można liczyć na kredyt: „Jestem kim jestem i każdy wie, że gram dobrze”, tu nie ma tego. W każdej chwili można stracić popularność. Niegodnie się zachowasz czy nieodpowiednio się odezwiesz i wszystko znika. Po drugie, by pamiętali, że w życiu liczyć trzeba tylko na siebie i swoją ciężką pracę.

- Pracowitość i wytrwałe dążenie do postawionych sobie celów to klucz pani sukcesu. Jest pani najlepszym dowodem na to, że jeśli się kocha życie, to ono kocha z wzajemnością.
- Kiedyś brałam udział w audycji, do której zaproszona została znakomita aktorka, Irena Eichlerówna. Bardzo ją podziwiałam więc korzystając z szansy jaką dał mi los ośmieliłam się ją zapytać: „Jak pani podchodzi do roli?”. „No cóż, czytam.” I mi to wystarczyło, w mig zrozumiałam jej odpowiedź. Jeden czyta i znajdzie trochę treści, drugi czyta i znajdzie trzy razy więcej, bo trzeba się umieć wczytywać. I ona wcale nie kpiła, poprzez swoją wypowiedź dała mi wskazówkę - to i ty czytaj gówniaro, może coś wyczytasz.

- Problemu z wczytywaniem się na pewno pani nie miała, gdyż zamiłowanie do książek wyniosła pani z domu.
- Mój ojciec był zawodowym drukarzem, miał nieustanny kontakt z książkami. Były one dla niego najważniejsze i często przynosił je do domu. Wchodził z nową książką oznajmiając: „Biały kruk, biały kruk”, a mama mówiła: „Biały kruk, a dzieci nie mają butów na jesień.” Szacunek dla książki i nawyk czytania na pewno mam po tatusiu.

- Dzisiaj jednak, w czasach, gdy wymiera pokolenie schorowane na literaturę, coraz trudniej przekonać dzieci, żeby czytały książki.
- W domu rodzice zachęcali mnie w bardzo prosty sposób. Ojciec brał do rąk książkę, na którą chciał żebym zwróciła uwagę i zaczynał czytać ją na głos. Wiedział, co jest ważne, więc czytał mi właśnie te fragmenty, po czym odkładał książkę na półkę. Tak mnie jednak nią zaciekawiał, że sama potem po nią sięgałam, żeby dowiedzieć się, co było dalej.

- Jaką prasę poleciłaby pani młodzieży?
- Młodzież musi przede wszystkim czytać prasę katolicką, żeby nie zbłądzić i lepiej zrozumieć ten świat. Możesz bowiem nie wiedzieć jakie nowości książkowe ukazały się na rynku wydawniczym, ale powinnieneś wiedzieć, gdzie szukać wskazówek, aby je odnaleźć. Właśnie w tej prasie młodzież może znaleźć odpowiedź – wartościowe, godne uwagi pozycje.

- Wśród wielu nagród, którymi została pani wyróżniona: „Złote Maski” w plebiscycie Expresu Wieczornego, telewizyjny Super Victor, tytuł Warszawianki Roku, znajduje się jedna szczególna, przyznawana właśnie przez dzieci, jest nią Order Uśmiechu. To one słuchają pani z otwartymi buziami.
- Widownia dziecięca jest szczególnie miła i chłonna, ale jak to maluchy, czasem lubi sobie porozmawiać.

- Ma pani jednak na to swój sposób.
- Ciszę. Kiedy nagle milknę w trakcie spektaklu, dzieci zaczynają się rozglądać
i zastanawiać: „Dlaczego jest tak cicho? Czemu ta pani nic nie mówi?”. I nagle jak zelektryzowane słuchają mnie już do samego końca. Miałam też kiedyś dużą audycję dla ociemniałych. Zwróciłam się wtedy do jednego z dzieci: „Zobacz z jakiego materiału jest ten płaszcz”. Powiedziałam właśnie tak „Zobacz”, a nie „Dotknij”. „Zobacz”,
bo pomimo, że to dziecko jest ociemniałe to ono widzi, widzi poprzez swój dotyk
i zmysły.

- W swoim życiu, oprócz nagród, obsypana została pani także morzem kwiatów, burzami oklasków oraz bukietami najpiękniejszych uśmiechów. Jednak najpiękniejsze dary: zdrowie i talent, otrzymała pani od Boga.
- Przede wszystkim talent.

- Czy wiara pomagała pani w życiu?
- Ona od początku była i do końca będzie, bo wiara to dar Boski. To nie jest moja zasługa, że zostałam do tego zawodu powołana, muszę tylko nad tym pracować
i rozwijać ten talent.

- Jest pani uwielbiana przez publiczność, a mimo to udało się pani zachować prywatność.
- To kwestia pokornego podchodzenia do życia. Udzieliłam niewielu wywiadów, więc może niektórzy uważają, że nie dość o mnie wiedzą, a temu, że chcą coś wiedzieć to się dziwię. Nie wiem dlaczego w prywatnym życiu aktora ludzie się doszukują sensacji. Ja nie mam nic do ukrywania ani nic do powiedzenia, robię swoje, biorę przykład z dobrych aktorów i cieszę się życiem.

- Pracowała pani w radiu, grała w warszawskich teatrach: Satyryków, Buffo, Syrena i Komedia. Związana była pani z kabaretami: Szpak Zenona Wiktorczyka i Dudek Edwarda Dziewońskiego. Zagrała pani w filmach: „Sprawa do załatwienia”, „Wojna domowa”, „Dzięcioł” i „Czterdzie-stolatek”. Czy udało się pani zaspokoić głód aktorstwa?- Nie. Ten głód zawsze jest. Okropna rzecz, ale on jest nienasycony. Czasami sama siebie pytam: „To ile lat ty chcesz grać?”. I wtedy otrzymuję jakiś znak z góry, np. Przychodzę do teatru i pani portierka informuje mnie, że dzwoniły do mnie dzieci z pytaniem kiedy znowu będę w radiu. Takie momenty wiele uświadamiają i sa najlepszą odpowiedzią na dręczące mnie czasami pytania. I mówię wtedy do siebie: „Oj, ty sobie sama nie dyktuj, kiedy ty masz skończyć, to dyktuje Pan Bóg.”

Rozmawiała: Katarzyna Ziółkowska

wtorek, 22 lutego 2011

BÓG NIGDY NIE REZYGNUJE

LIST



LIST
Pewnego dnia nauczycielka poprosiła swoich uczniów, by wypisali na kartce imiona wszystkich kolegów z klasy, zostawiając przy tym trochę miejsca obok nich.
Potem powiedziała do uczniów, by się zastanowili nad najmilszą rzeczą, którą mogliby powiedzieć o każdym ze swoich kolegów i napisali to obok ich imion.
Trwło to całą godzinę zanim wszyscy skonczyli iprzed opuszczeniem klasy oddali swoje kartki nauczycielce.
W weekend nauczycielka napisała każde nazwisko na kartce i obok niego listę miłych rzeczy przypisanych mu przez kolegów ...
W poniedziałek każdemu z uczniów oddała jego lub jej listę. Już po krótkiej chwili wszyscy się uśmiechali.. "Rzeczywiscie?", było słychać szepty,
"Nawet nie wiedziałem, że dla kogoś coś znaczę!" i "Nie wiedziałem, ze inni mnie tak lubią", brzmiały komentarze.
Nikt potem nie wspominał już o tych listach.
Nauczycielka nie wiedziała, czy uczniowie dyskutowali o nich ze sobą lub z rodzicami, ale to nie było istotne.
Ćwiczenie wypełniło swoje zadanie. Uczniowie byli zadowoleni z siebiei z innych.
Kilka lat lat później jeden z uczniów zmarł i nauczycielka poszła na jego pogrzeb.
Kosciół był pełen przyjaciół. Jeden po drugim z tych, którzy kochali lub znali młodego człowieka, przechodzili obok trumny i oddawali ostatnią cześć.
Nauczycielka podeszła jako ostatnia i modliła się przy trumnie. Kiedy tam stała, ktoś z niosących trumnę powiedział do niej: "Czy była pani nauczycielką matematyki Marka?" Skinęła: "Tak".
Ten powiedział: "Mark bardzo często mowił o pani."
Po pogrzebie większość szkolnych kolegów Marka zebrało się razem. Byli tam rownież jego rodzice i wyraźnie czekali na to, by porozmawiać z nauczycielką. "Chcemy pani coś pokazać", powiedział ojciec i wyciągnął portfel z kieszeni. "Znaleziono to, kiedy zginął Mark. Sądziliśmy, ze pani to rozpozna". Wyjął z portfela zniszczoną kartkę, która najwyraźniej sklejona, była wielokrotnie składana i rozkładana. Nauczycielka wiedziała, nie patrząc, że była to ta kartka, na której były miłe rzeczy, jakie koledzy napisali o Marku.
"Chcieliśmy pani bardzo podziękować za to, że pani to zrobila", powiedziala matka Marka. "Jak pani widzi, Mark bardzo to cenił".
Wszyscy dawni uczniowie zebrali się wokół nauczycielki.
Charlie usmiechnął się i powiedział: "Ja też mam jeszcze moją listę. Jest w górnej szufladzie mojego biurka".
Żona Hainza powiedziala: "Hinz poprosił mnie, żebym wkleiła listę do naszego ślubnego albumu".
"Ja też ciągle mam swoją", powiedziała Monika, "jest w moim dzienniku".
Potem Irena, inna uczennica, sięgnęła do swojego terminarza i pokazała wszystkim swoją porwaną i postrzępioną listę: "Zawsze noszę ją przy sobie" powiedziała i dodała: "Sądzę, że wszyscy zachowalismy nasze listy".
Nauczycielka byla tak wzruszona, że musiała usiąść i zaczęła płakać.
Płakala nad Markiem i nad wszystkimi kolegami, którzy go nigdy już nie zobaczą.
Żyjąc z bliźnimi, często zapominamy, że każde życie kiedyś się kończy i że nie wiemy, kiedy ten dzień nadejdzie.
Dlatego należy mówić ludziom, których się kocha, że są szczególni i ważni.
Powiedz im to, zanim będzie za późno.
Możesz to zrobić wysyłając im tę wiadomość. Jeśli tego nie uczynisz, stracisz cudowną okazję do zrobienia czegoś miłego i pięknego.
Jeśli dostałeś tę wiadomość, to dlatego, że ktoś się o ciebie troszczy i to znaczy, że jest przynajmniej jeden człowiek, dla którego coś znaczysz.
Pomyśl, zbierasz to, co siejesz.
To co wniesiemy do życia innych, wróci do naszego życia. Ten dzien będzie szczęśliwy i wyjątkowy dokładnie tak, jak ty!

sobota, 12 lutego 2011

LET'S LAUGH TOGETHER



An eye witness account from New York
City , on a cold day in December,
some years ago: A little boy,
about 10-years-old, was standing before a shoe store on the
roadway, barefooted, peering through the window, and shivering
With cold.

A lady approached the young boy and said,
'My, but you're in such deep thought staring in that window!'

'I was asking God to give me a pair of
shoes,'was the boy's reply.

The lady took him by the hand, went into
the store, and asked the clerk to get half a dozen pairs of socks
for the boy. She then asked if he could give her a basin of water
and a towel. He quickly brought them to her.

She took the little fellow to the back
part of the store and, removing her gloves, knelt down, washed
his little feet, and dried them with the towel.

By this time, the clerk had returned with
the socks.. Placing a pair upon the boy's feet, she purchased him
a pair of shoes..

She tied up the remaining pairs of socks
and gave them to him.. She patted him on the head and said, 'No
doubt, you will be more comfortable now.'

As she turned to go, the astonished kid
caught her by the hand, and looking up into her face, with tears
in his eyes, asked her.

'Are you God's wife?'

YOUR BIRTHDATE IN BIBLE

Look up your birth date and see what Bible verse corresponds to it. ...

THIS IS NEAT ...I haven't seen this before.

Did you know that the Bible has a special verse for everyone's birthday?

Look up your verse now!
http://WWW.birthverse.Com/mybirthverse.cfm

This is mine:
Joshua 1:9 NIV
...Be strong and courageous. Do not be terrified; do not be discouraged, for the LORD your God will be with you wherever you go.


niedziela, 9 stycznia 2011

CALA PRAWDA O KOBIETACH :)



W pewnym mieście założono sklep, w którym każda kobieta może sobie kupić męża. Sklep ma sześć pięter, a jakość „towaru” rośnie wraz z wysokością piętra. Był w tym jeden haczyk: Kiedy kobieta weszła na jakieś piętro, nie mogła zejść niżej, tylko wyjść oddzielnym wyjściem bez możliwości powrotu. Kobieta wchodzi z poważnym zamiarem zakupu męża. Na pierwszym piętrze widzi tabliczkę: „Ci mężowie mają pracę”. „No, to już jest coś, mój były ani nie miał pracy – pomyślała kobieta – ale zobaczmy, co będzie wyżej”. Na wyższym piętrze jest tabliczka: „Ci mężowie mają pracę i lubią dzieci”. „Dobrze, zobaczymy, co będzie dalej”. Na następnym piętrze wisi tabliczka: „Ci mężowie mają pracę, lubią dzieci i są przystojni”. „Rzeczywiście – pomyślała – im wyżej, tym lepiej. Wyżej to musi być fantastycznie!” Idzie więc dalej. Na następnym piętrze wisi tabliczka: „Ci mężowie mają pracę, lubią dzieci, są przystojni i pomagają w pracach domowych”. „Słodko, słodko... Ale spróbujmy wyżej”. Na piątym piętrze czyta: Ci mężowie mają pracę, lubią dzieci, są przystojni, pomagają w pracach domowych i są fantastyczni w łóżku”. „No, to na ostatnim piętrze musi być cud!” Idzie więc na ostatnie piętro i czyta zdziwiona: „Tu nie ma żadnych mężów, a to piętro zostało dobudowane jako dowód tego, że wam, babom, nigdy nie można dogodzić

sobota, 8 stycznia 2011

KOCHAJ MNIE TERAZ


Znam twoją nędzę, twoje zmagania, twoją słabość i choroby, twoje przygnębienia, i mimo to mówię ci: Daj mi twoje serce, kochaj Mnie będąc takim, jaki teraz jesteś! Jeśli będziesz czekać, aż staniesz się aniołem, by powierzyć się miłości, nigdy nie będziesz Mnie kochać. Nawet jeśli często popadasz w grzechy, nawet jeśli jesteś zbyt leniwy, aby coś w sobie zmienić - kochaj Mnie! Kochaj Mnie teraz, bez względu na stan, w jakim się znajdujesz, w zapale czy też w oschłości, w wierności czy w niewierności.
Kochaj Mnie teraz. Pragnę miłości twego biednego serca. Jeśli będziesz czekać, aż staniesz się doskonały, by Mnie pokochać, to nigdy nie będziesz Mnie kochać. Czyż Ja nie mogę przemienić każdego ziarenka piasku w jaśniejącego czystością anioła, pełnego szlachetności i miłości? Czyż nie mógłbym jednym aktem powołać z nicości tysięcy świętych? Czyż nie jestem wszechmocny? A jeśli pragnę wybrać raczej twoją biedną miłość?

Moje dziecko, pozwól, bym cię kochał. Chcę twego serca. Pragnę cię ukształtować, ale na razie, czekając na to, kocham cię takiego, jaki jesteś i pragnę, byś teraz Mnie kochał. Pragnę ujrzeć, jak z dna twojej nędzy wypływa miłość. Kocham w tobie wszystko, aż po twoją słabość i pragnę, aby z twojego ubóstwa wznosił się stale ten okrzyk: Panie, kocham Cię! Dla Mnie liczy się śpiew twego serca. Czy potrzebuję twojej wiedzy lub zdolności? To nie cnót i zasług chcę od ciebie; gdybym cię nimi obdarzył, jesteś tak słaby, że zaraz popadłbyś w pychę.

Mogłem przeznaczyć cię do wielkich rzeczy, ale nie - ty będziesz sługą nieużytecznym. Zabiorę nawet tę odrobinę, którą posiadasz - bo stworzyłem cię do miłości. Miłość sprawi, że wszystko inne będzie ci przydane, bez twojej troski. Staraj się tylko, aby chwilę obecną wypełnić miłością. Dziś stoję u drzwi twego serca i pukam jak żebrak - Ja, Pan panów. Pukam i czekam; pospiesz, by Mi otworzyć. Nie mów wciąż o swojej nędzy. Tym, co rani Moje Serce, jest twój brak ufności.

Chcę, abyś myślał o Mnie w każdej godzinie dnia i nocy; pragnę, abyś czynił nawet najmniejsze rzeczy z miłością. Kiedy trzeba ci będzie cierpieć, dam ci siłę, ale pamiętaj: Kochaj Mnie teraz. Nie czekaj na to, aż staniesz się święty, by oddać się miłości - bo inaczej nigdy nie będziesz Mnie kochać.

sobota, 1 stycznia 2011

SZCZERE WYRAZY WSPOLCZUCIA



Dzisiaj zmarl tato mojego najlepszego przyjaciela. Modlilismy sie wszyscy za niego od kilku tygodni,trzymalismy kciuki,cieszylismy sie, gdy czul sie lepiej....
Kiedy dotarla do mnie ta smutna wiadomosc, moje serce wypelnila cisza i smutek, że czas leci, a przemijanie dotyka bliskich mi osób. Zadne slowa nie kryją w sobie wystarczającej tresci by wyrazić, jak bardzo wspolczuje calej rodzinie, mogę tylko
szczerze wyszeptać, tak aby nie przerwać bólu i zadumy, jestem, jestem tutaj mój drogi przyjacielu jesli mnie potrzebujesz i ze smutkiem powtarzam za pania Ireną Santor:
Każdy dzień to zadanie,
które nam slepy los wyznacza.
Bywa, że kiedy smiech masz w planie,
musisz znów rozpaczać"...


Panie swieć nad Jego duszą!

czwartek, 30 grudnia 2010

CENTER STAGE


Są takie miejsce, które gdy je odwiedzimy "zarażają" nas swoją pozytywną energią.
Moim numerem Uno na liscie takich miejsc jest Salon Fryzjerski CENTER STAGE.
Dziewczyny na czele z Patrycja wiedza jak sprawic, zeby bylo pieknie, kobieco
i cieplo. Wygada sie czlowiek, posmieje, poslucha muzyki, wymasuja go i do tego jeszcze wyjdzie SEXY. Tym razem bylam tam z moja coreczka Agniesia, ktora kobiece "zabiegi", a w jej przypadku podciecie wlosow, nie interesowaly tak jak glowny domownik tego miejsca, czyli mowiac jej jezykiem "sliczny kotek".
Dziewczyny dziekuje jak zawsze z calego serca.

RÓZNE SĄ

piątek, 24 grudnia 2010

WESOLYCH SWIAT




1. Ta noc jest taka cicha, za oknem całkiem już biało.
A Ty daleko stąd wszystkie drogi śniegiem zawiało.
Każdy wysyła w pospiechu sms-owe życzenia.
Nie chcę od Ciebie żadnych prezentów.
Przyjedź to moje marzenie.

ref.
Chcę z Tobą spędzić święta,
bo tylko wtedy dla mnie liczą się,
gdy w Twojej dłoni moja dłoń zmarznięta.
Przyjedź do mnie jak najprędzej.

Chcę z Tobą spędzić święta,
z nadzieją spojrzeć w pierwszej gwiazdy blask.
Usłyszeć znowu naszą kolędę.
Przyjedź do mnie jak najprędzej.
jak najprędzej

2. Dziś wiem, że wszystkie smutki zamienią się w dobre chwile.
Wybaczyć łatwo jest, gdy w miłości odnajdziesz siłę.
Czekam na Ciebie tu w domu, ogień w kominku już gaga.
Pachnie choinka i barszcz na stole,
a śnieg pada i pada.

ref.
Chcę z Tobą spędzić święta,
bo tylko wtedy dla mnie liczą się,
gdy w Twojej dłoni moja dłoń zmarznięta.
Przyjedź do mnie jak najprędzej.

Chcę z Tobą spędzić każdy dzień.
Przy Tobie zapominam, że
próżności wyścig wokół trwa.
Kto więcej daje, kto więcej ma.
a jaa...

Chcę z Tobą spędzić święta,
bo tylko wtedy dla mnie liczą się,
gdy w Twojej dłoni moja dłoń zmarznięta.
Przyjedź do mnie jak najprędzej.

Chcę z Tobą spędzić święta.
Z nadzieją spojrzeć w pierwszej gwiazdy blask.
Usłyszeć znowu naszą kolędę.
Przyjedź do mnie proszę
Przyjedź do mnie proszę
jak najprędzej.

POSLUCHAJCIE: http://www.youtube.com/watch?v=NjvjC6Q5wYg

czwartek, 23 grudnia 2010

ECH, KIEDYS TO BYLY SWIETA



Swięta niemalże za rogiem, a ja wracam wspomnieniami jak zawsze do swiat mego dzieciństwa, tych spędzanych w rodzinnym domu i tych u dziadków na Wygodzie.
Pachnialy one nie tylko choinką, pierożkami z kapustą, zapachem sledzi, ale przede wszystkim dzieciństwem. Nie bylo tak jak dzisiaj tuzina bombek do wyboru, tysiąca lampek na choince. Byla natomiast mala choinka, która dziadek osobiscie scinal
w lesie, byly koledy, rodzinna atmosfera, pasterka, na którą często furą jechalo sie kilkanascie kilometrów do najbliższego kosciola. Nikomu nie przeszkadzal mroz, nikt nie narzekal na zimno, nikt nawet nie myslal o swiętach bez sniegu.
Nawet paczki, slodycze i pomarancze, pomiędzy które babcia potajemnie wkladala pieniądze, mialy wartosc cenniejszą niz góry prezentów chowane dzisiaj pod choinkę.
Pamiętam wspólny spiew kolęd, drewno skrzące się w piecu, dziadka, który po wieczerzy wigilijnej dumnie wręczal mojej mamie i cioci po jednym papierosie Malboro, boz to przecież swięta. Brakuje mi tamtych swiat, bo nigdy juz nie wrócą, ale to wlasnie tamte Boże Narodzenia z dzieciństwa uksztaltowaly moj wizerunek swiat Narodzenia Panna - swiąt rodzinnych, cieplych, serdecznych, bo spędzonych z rodziną.
To wlasnie dzięki tamtym swiętom dzis wiem jak chcę, żeby wyglądaly swięta mojej
2-letniej córeczki. Marzę tylko, by nigdy nie zapomniala czyje to swięta i że najważniejszy w tym dniu jest Nowonarodzony Jezus, że w tym okresie najważniejsza jest rodzina.
Dziękuję Bogu, że to dzięki mojej córeczce Wigilie mego dzieciństwa nadal są żywe.


http://www.youtube.com/watch?v=XebYmo34LCs&feature=related
ła

JUZ ŚWIĘTA

poniedziałek, 20 grudnia 2010

ROBBY

This is a true story and it will give you the

chills.


This is a beautiful and touching story of love and perseverance. Well
worth the read.

At the prodding of my friends I am writing this story. My name is Mildred Honor and I am a former elementary school music teacher from DesMoines , Iowa .



I have always supplemented my income by teaching piano lessons - something I have done for over 30 years.


During those years I found that children have many levels of musical ability, and even though I have never had the pleasure of having a prodigy, I have taught some very talented students.


However, I have also had my share of what I call 'musically challenged'
pupils - one such pupil being Robby..


Robby was 11 years old when his mother (a single mom) dropped him off for his first piano lesson. I prefer that students (especially boys) begin at an earlier age, which I explained to Robby. But Robby said that it had always been his mother's dream to hear him play the piano, so I took him as a student.


Well, Robby began his piano lessons and from the beginning I thought it was a hopeless endeavor. As much as Robby tried, he lacked the sense of tone and basic rhythm needed to excel. But he dutifully reviewed his scales and some elementary piano pieces that I require all my students
to learn. Over the months he tried and tried while I listened and cringed and tried to encourage him.


At the end of each weekly lesson he
would always say 'My mom's going to hear me play someday'. But to me, it seemed hopeless, he just did not have any inborn ability.


I only knew his mother from a distance as she dropped Robby off or waited in her aged car to pick him up. She always waved and smiled, but never dropped in.


Then one day Robby stopped coming for his
lessons. I thought about calling him, but assumed that because of his lack of ability he had decided to pursue something else. I was also glad that he had stopped coming - he was a bad advertisement for my teaching!


Several weeks later I mailed a flyer recital to the students' homes. To my surprise, Robby (who had received a flyer) asked me if he could be in the recital. I told him that the recital was for current pupils and that
because he had dropped out, he really did not qualify.


He told me that his mother had been sick and unable to take him to his piano lessons,
but that he had been practicing. 'Please Miss Honor, I've just got to play' he insisted. I don't know what led me to allow him to play in the recital - perhaps it was his insistence or maybe something inside of me saying that it would be all right.


The night of the recital came and the high school gymnasium was packed with parents, relatives and friends. I put Robby last in the program, just before I was to come up and thank all the students and play a
finishing piece. I thought that any damage he might do would come at the end of the program and I could always salvage his poor performance through my 'curtain closer'.


Well, the recital went off without a hitch, the students had been practicing and it showed. Then Robby came up on the stage. His clothes were wrinkled and his hair looked as though he had run an egg beater through it. 'Why wasn't he dressed up like the other students?' I thought. 'Why didn't his mother at least make him comb his hair for this
special night?'


Robby pulled out the piano bench, and I was surprised when he announced that he had chosen to play Mozart's Concerto No.
21 in C Major. I was not prepared for what I
heard next. His fingers were light on the keys, they even danced nimbly on the ivories. He went from pianissimo to fortissimo, from allegro to virtuoso; his suspended chords that Mozart demands were magnificent!


Never had I heard Mozart played so well by anyone his age.

After six and a half minutes he ended in a grand crescendo, and everyone was on their feet in wild applause! Overcome and in tears, I ran up on stage and put my arms
around Robby in joy. 'I have never heard you play like that Robby, how did you do it?


' Through the microphone Robby explained: 'Well, Miss Honor .... remember I told you that my mom was sick? Well, she actually had cancer and passed away this morning. And well ...... she was born deaf, so tonight was the first time she had ever heard me play, and I wanted to make it special.'


There wasn't a dry eye in the house that evening. As the people from Social Services led Robby from the stage to be placed in to
foster care, I noticed that even their eyes were red and puffy. I thought to myself then how much richer my life had been for taking Robby as my pupil.

No, I have never had a prodigy, but that night I became a prodigy ....... of Robby. He was the teacher and I was the pupil, for he had taught me the meaning of perseverance and love and believing in yourself, and may be
even taking a chance on someone and you didn't know why.


Robby was killed years later in the senseless bombing of the Alfred P. Murray Federal Building in Oklahoma City in April, 1995.

Thank you for reading this.

May God Bless you today, tomorrow and always.

If God didn't have a purpose for us, we
wouldn't be here!

Live simply.

Love generously.

Care deeply.

Speak kindly.

Leave the rest to God.

=

piątek, 26 listopada 2010

LIST DO BOGA

Dzis na youtube znalazlam tę oto piosenkę: smutna, ale prawdziwa w swojej glębi.
I.
Drogi Boże piszę chociaż kilka słów,
innym razem napiszę więcej.
Na początku życzę Ci wszystkiego dobrego i pozdrawiam Cię najgoręcej.
Tak się jakoś złożyło że nie miałam okazji podziękować za list coś mi przysłał.
Miałam wiele pracy, miałam wiele nauki, także piszę dopiero dzisiaj.

Ref.
U mnie wszystko jak dawniej
tylko jeden samobójca więcej, tylko jedna znów rodzina rozbita,
tylko życie pędzi coraz prędzej.
Gdzieś obok rozbił się samolot, trochę dalej trzęsła się ziemia.
Kiedy patrzę na to wszystko tak, jak dziś...

II.
Tak w ogóle to przepraszam Cię bardzo za to, że tak długo milczałam,
lecz dopiero dzisiaj zaczynam rozumieć biblię, którą mi przysłałeś.
Wczoraj odszedł ode mnie przyjaciel, z którym tak wiele mnie łączyło.
I dopiero dzisiaj zaczynam doceniać czym jest życie i prawdziwa miłość.

Ref.
U mnie wszystko jak dawniej,
tylko jeden samobójca więcej,
tylko jedna znów rodzina rozbita, tylko życie pędzi coraz prędzej.
Gdzieś obok rozbił się samolot, trochę dalej trzęsła się ziemia.
Kiedy patrzę na to wszystko tak jak dziś...
U mnie wszystko jak dawniej, tylko świat jest mniej kolorowy,
tylko życie pędzi coraz prędzej, tylko ludzie szybciej tracą głowy.
Gdzieś obok rozbił się samolot, trochę dalej trzęsła się ziemia.
Kiedy patrzę na to wszystko tak jak dziś...

Ref.
U mnie wszystko jak dawniej,
tylko jeden samobójca więcej, tylko jedna znów
rodzina rozbita, tylko życie pędzi coraz prędzej.
Gdzieś obok rozbił się samolot, trochę dalej trzęsła się ziemia...


Jesli chcecie jej posluchac oto link:
http://www.youtube.com/watch?v=SKJPmL_cHyI&feature=related