Cudowna słoneczna niedziela. Było tak przepięknie, że przypomniała mi się nasza podróż poślubna na Hawaje, jak do tej pory najbardziej interesująca i romantyczna podróż mojego życia. Lekki wiaterek, błękitne niebo i słońce, w taką pogodę nie można nie wyjść na spacer, zwłaszcza jeśli się ma 7-miesięczną kruszynkę. Postanowiłyśmy więc razem z moją mamą, że przy okazji wybierzemy się na babskie zakupy. Agniesia wprost tryskała radością, z ogromnym zainteresowaniem obserwowała wszystko i wszystkich napotkanych podczas spaceru. Sklepy
z ubraniami stały się dla mojej córeczki prawdziwym rajem. Taka mała, a już z niej kobietka.
Kiedy wróciłyśmy z prawie 3-godzinnego spaceru, niunia wręcz połykała kaszkę z miseczki,
a potem radośnie bawiła się swoimi zabawkami, a ja ze wzruszeniem w sercu obserwowałam jej harce. Nie spodziewałam się jednak, że moje wzruszenie sięgnie zenitu, bo nagle moja córeczka najczulej na świecie powiedziała magiczne słowo, na które tak bardzo czekałam: MAMA. Łzy same popłynęły mi do oczu, moje szczęście nie miało granic. Patrzyłam na nią z ogromną dumą, podziwem i nieopisanym zachwytem. Wzięłam moją kruszynkę na ręce i ze szczęścia zaczęłam całować. Nie ma dla mamy piękniejszego prezentu niż uśmiech jej dziecka i ten pierwszy raz, kiedy ta maleńka istota powie najpiękniejsze słowo na świecie: MAMA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz