Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 marca 2009

POWRÓT Z MACIERZYŃSKIEGO

I wróciłam do pracy, po pół roku "odpoczynku" i kolejnej zarwanej nocy. Całe szczęście, że gdy rano wychodziłam mała spała, poszło o wiele łatwiej.
W pracy radość z mego powrotu i od razu wir telefonów, referrali, autoryzacji. Nie zdążyłam się obejrzeć i już była 12. Popołudnie już nie było takie łatwe. Od 2 godziny cały czas myślałam o moim małym szkrabie, co jakiś czas zerkając na ramkę z jej zdjęciem, którą dziś z dumą postawiłam na biurku. Z pracy niemalże wyfrunęłam. Po drodze rozmawiałam z Zosią z KURIERA PLUS, która rano zostawiła mi wiadomość na komórce z życzeniami, żeby ten pierwszy dzień w pracy, z dala od mego maleństwa, był udany, a po południu zadzwoniła zapytać jak przetrwałam 8 godzin w pracy. Kiedy jednak zaczęłyśmy rozmawiać o mojej córuni poprosiłam, żebyśmy ten temat przerwały, bo łzy same napływały mi do oczu.
Kiedy weszłam do domu córunia obdarowała mnie najpiękniejszym uśmiechem pod słońcem, a ja tuląc ją do siebie nie mogłam przestać płakać. Mój mąż przyglądał nam się z boku. Nie wiem czy jednak chociaż w połowie jest w stanie zrouzmieć przez co od wczoraj przechodzę. Więź łącząca mamę z dzieckiem jest bowiem nierozerwalna. Ta bliskość rodzi się z chwilą poczęcia, poprzez całą ciążę, poród oraz wszystkie te magiczne momenty, które nastąpiły zaraz po tym. Dziecko oddalone od mamy jest smutne, mama, która nie ma maleństwa obok niespokojna i zatroskana.

Cholera, wyszłam z domu o 7, wróciłam 6:45. Po powrocie chcialam jak najwięcej czasu spędzić z małą.

Ona ta czuła, pomimo iż tarła oczka ze zmęczenia już po ósmej wieczorem, zasnęła dopiero o 10.
Ja o mało nie zasnęłam razem z nią, kiedy po ósmej karmiłam ją mlekiem. Oczy same mi się sklejały, ale cóż to. Kobieta ma przecież tyle obowiązków. Wróciłam z pracy zrąbana, a tu jeszcze czekało na mnie kąpanie mego małego skarbka, zmywanie po obiedzie, pranie do złożenia, wyparzenie butelek małej, przygotowanie butelek z mlekiem na noc, praca na uczelnię.

W tym czasie jak ja się tym wszystkim zajmowałam mój mąż najpierw klikał sobie na Internecie, potem zrobił sobie wieczorną drzemkę, po czym na miłe zakończenie wieczoru wylądował
z książką Kapuścińskiego w łóżku. Faceci to mają tupet.


A moje zmęczenie? Jakie zmęczenie? Idę spać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz