Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 marca 2009

DIABLICA W KLUBIE KOBIET

Niedawno zaczęłam czytać świetną książkę "Diablica w klubie kobiet" autorstwa Lindy Francis Lee. Nigdy wcześniej nie spotkałam sie z książkami tej pisarki, ale ta wciągnęła mnie od razu. Głównym bohaterem jest rozpieszczona 28-letnia Fredericka Ware, naleząca, co jest tutaj bardzo ważne, do ekskuzywnego Klubu Kobiet w Willow Creek w Teksasie. Jej dotąd spokojne życie zmienia się drastycznie, kiedy dowiaduje się, że jej mąż pasożyt, spodziewa się dziecka z jedną
z wielu jego kochanek. Kiedy idzie do banku, żeby zablokować przed nim i jego wybranką konta, dowiaduje się, że są one już dawno puste i że o ich zawartość - dorobek jej życia, zatroszczył się już jej ukochany męźulek. Jej złość nie ma granic, ale jak przystaje na damę z klasą postanawia zachować zimną krew. Chcąc utrzymać swój nienaganny wizerunek udaje przed znajomymi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a mąż, który przecież już się dawno od niej wyprowadził, nadal z nią mieszka. Postanawia jednak wziąść sprawy w swoje ręce i odzyskać wszystkie utracone pieniądze. Ma w tym jej pomóc prawnik, Howard Grout, nielubiany przez elity gbur i prostak. Czy im się do uda? Przeczytajcie same.

Wracając jednak do tematu udawania przed innymi jak idealne jest to nasze ziemskie zycie... Czemu z taką łatwością nakładamy maski? Czemu tak bardzo chcemy wypaść w oczach innych nieskazitelnie i wzorcowo? Czy to z obawy, co ludzie sobie o nas mogą pomyśleć czy raczej ze strachu? Wiele razy przekonałam się w życiu, że niezależnie do tego co robimy i jak się zachowujemy ludzie i tak będą plotkować. Często są to nawet nasi najbliżsi przyjaciele.
Wieki temu dbałam o "swój wizerunek", życie nauczyło mnie jednak, że czasami podzielenie się swoimi problemami z kimś zaufanym to lek na wagę złota. Wiele razy przekonałam się też, że moje problemy to problemy wielu innych ludzi. Wystarczy tylko usiąść w towarzystwie innych pań, by właściwie zaraz przekonać się jak wiele je łączy. Czasami takie wyrzucenie z siebie "ciężaru", który przygniatał nas nawet latami, to nie tylko ulga, ale krok w radośniejsze życie.
Pracując dla gazety i działając w różnych Polonijnych organizacjach nieustannie spotykam się z ludźmi. Te spotkania mnie ubogadzają. Są chwile, kiedy czyjeś zwierzenia stają się wskazówką do rozwiązania moich problemów, są też momenty, kiedy powierzona mi przez kogoś historia zaskakuje mnie czy wręcz przytłacza ciężarem jej wyznania. Jedno wiem na pewno - warto rozmawiać i to nie tylko z mężem, rodzicami, rodzeństwem, dziećmi, przyjaciółmi, ale czasem właśnie też z zupełnie nam nieznajomymi.

A swoją drogą wpadałam na temat kolejnego felietonu: KONTO RAZEM CZY OSOBNO?
Co wy na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz