Byłam dziś na Drodze Krzyżowej (po raz pierwszy w tym poście) i poczułam ogromną ulgę. Po pierwsze dlatego, ze modlitwa czyni cuda, a po drugie dlatego, ze juz tak dawno nie śpiewałam
z Te Deum. Brakowało mi ostatnio i jednego i drugiego
Gdy śpiewaliśmy z grupą piosenkę "Golgoto" czułam jakby nagle znalazła się sam na sam
z Jezusem, a on z miłością w oczach i zrozumieniem słuchał, jak przyznaję się do swoich błędów:
" To nie gwoździe mnie przybiły, lecz mój grzech.
To nie ludzie Cię skrzywdzili, lecz mój grzech."
Tak często uciekamy od Chrystusa, tak często znajdujemy sobie lepsze i ciekawsze zajęcia: wyjście ze znajomymi, wieczór z pilotem w ręku, film, który w zasadzie juz znamy na pamięć, wypad do baru, komputer, Internet. Kolejna wymówka, kolejne usprawiedliwienie dla naszego nieskazitelnego sumienia. Po co chodzić do kościoła, po co mówić pacierz rano i wieczorem? Bóg
i tak wszystko widzi, wszystko o nas wie. Bóg i tak nas kocha. Czemu tak łatwo rezygnujemy?
W trakcie Drogi Krzyzowej popatrzyłam na ludzi wokół mnie. Każdy z nas dźwiga swój krzyż, większy lub mniejszy, ale swój. Każdy z nas kiedyś upadł, zgrzeszył, zabłądził, pogubił się w tym fałszywym świecie. Każdy z nas ma "szkielet", który skrzętnie ukrywa w szafie.
Pamiętajmy więc o jednym, że Bóg nas kocha, a KOCHAĆ TO ZNACZY POWSTAWAĆ.
Kasiu umiesz dojsc do ludzkich serc!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem kto zamieścił ten komentarz, dziękuję!!!
OdpowiedzUsuń