Ostatnio coraz częściej ktoś mi zwraca uwagę: "Wyprostuj się, przestań się garbić!" A jak tu się prostować, keidy człowiek pada ze zmęczenia. W pracy przez osiem godzin wiszę zgięta nad biurkiem i ekranem komputera, w domu nad maleństwem. Nie zrozumcie mnie źle, kocham moją pracę, a tym bardziej kocham moje dziecko, ale jakoś tak mi ciężko. Kręgosłup mnie coraz cześciej boli od dźwigania tego "codziennego krzyża".
Czymże jest jednak mój krzyż w porównaniu z ty, który dźwigał sam Chrystus? Czymże jest mój krzyż w porównaniu z krzyżem matki, której dziecko umiera na raka? Czymże jest mój krzyż w porównaniu z bólem dziecka, które właśnie straciło rodziców? Uśmiecham się więc szeroko, najszerzej jak potrafię, bo świat jest taki PIĘKNY!!! Za oknem słońce, przyroda budzi się do życia, moje maleństwo ż od czterech dni przesypia całą noc (je tylko raz lub dwa przez sen).
Dziś z moimi dziecmi w polskiej szkole czytałam wierszyk Doroty Gellner "Wiosenny Czarodziej". Oto on:
Czary-mary, fiku-miku,
szedł Czarodziej po trawniku,
Niósl w plecaku fiołki, róże
a stokrotki gdzie? w kapturze!
Rzucał kwiaty gdzie się dało,
żeby wszędzie coś pachniało.
Koło ławki, koło krzaka,
jakie kwaity? Te z plecaka!
W piaskownicy palmy sadził -
nawet nieźle sobie radził
no i huśtał na huśtwace
rozczochrane dwa dmuchawce.
wyczarował, czary-maty,
na kałużach nenufary
aż podwórko zmienił w śliczny,
mały ogród botaniczny.
Spróbuję może i ja trochę poczarować:
Czary-mary, fiku-miku
szczęścia w życiu mym bez liku.
W moich oczach kwaity kwitną,
zaraz wszystkie smutki znikną.
Całuję Was wiosennie!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz